„Polak” z Realu i Barcelony
Przez lata o Rositzkym powstało mniej więcej tyle samo teorii, co o Strefie 51 w Nevadzie czy sfingowaniu swojej śmierci przez Elvisa Presleya, ale pragmatyzmu nie było w nich za grosz. Im dłużej czytałem o Walterze, tym większych nabierałem wątpliwości i zadawałem sobie kolejne pytania, która z tych informacji jest prawdziwa. Liczba nieścisłości, hipotez i kontrowersji rosła z każdą znalezioną wzmianką. Nazwanie tego informacyjnym bajzlem byłoby pewnie jednym z najłagodniejszych określeń przychodzących mi teraz do głowy.
Wstępnie pomysł na ten tekst był krótki: pozbieram wszelkie ogólnodostępne wiadomości, które uda mi się znaleźć na temat Rositzky'ego, przybliżę jego sylwetkę w formie biogramu i basta. Przez kilka dni próbowałem wszystko poukładać, ale w końcu uznałem, że przecież nie ma to najmniejszego sensu i zupełnie mija się z celem. Pójście w jednym kierunku było jak wybór między arbuzem, traktatem Ludwiga Wittgensteina lub blondyną lekkich obyczajów. Zbyt wiele rzeczy było pozbawionych logiki i kłóciło z poczuciem zdrowego rozsądku. Nie bez kozery w Hiszpanii do dziś mówią o nim jugador fantasma, czyli „piłkarz duch”. Nie pozostawało mi nic innego, jak przeprowadzenie historycznego śledztwa z prawdziwego zdarzenia. Wtedy nie przypuszczałem jednak, że wszystko zajmie mi kilka dobrych tygodni i będę zmuszony kontaktować się z ludźmi z całej Europy – od Hiszpanii, przez Francję i Niemcy aż po Białoruś – rozszyfrowując przy tym niemieckie pisma sprzed 200 lat, czy poznając etymologię żydowskich nazwisk. Z perspektywy czasu wiem, że było warto. Śledztwo nauczyło mnie wiele, a jego wyniki okazały się nadzwyczaj satysfakcjonujące, gdyż pozwoliły obalić praktycznie wszystkie mity o Walterze, które krążą po Internecie, a nawet znalazły swoje miejsce w artykułach lub książkach. O tym wszystkim już za moment.